Fotografia to Twoja pasja? gwarantuje, że nie przejdziesz obojętnie obok tego obiektywu. Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, ale w przypadku Sigmy ART 105/ 1.4 z każdym nowym pomysłem na wykorzystanie jego potencjału od nowa czuję się zaskoczony i to mile, nawet bardzo mile. Kiedy przeczytałem pierwszą notkę prasową stwierdziłem, że obiektyw wygląda na bardzo duży i ciężki, kiedy obiektyw do mnie dotarł na testy okazało się, że w segmencie obiektywów o zbliżonej ogniskowej jego rozmiar robi jeszcze większe wrażenie. Obok notki na temat samego obiektywu przeczytałem wtedy bardzo ciekawy wywiad z Prezesem formy Sigma Kazuto Yamaki a w nim to co dla mnie najważniejszą czyli, że jednym z konstruktorów obiektywu był zapalony astrofotograf. Od tego momentu czekałem tylko na to, żeby zweryfikować informacje prasowe w praktyce. Dzięki uprzejmości Sigma ProCentrum miałem możliwość użytkować obiektyw na tyle długo, żeby poznać wszystkie jego zalety i… wady.
Co jest najistotniejsze dla astrofotografa? W gruncie rzeczy trzy kwestie. Rozdzielczość obiektywu, korekcja komy, oraz korekcja aberracji.
Kazuto Yamaki na pytanie dlaczego Sigma ART 105/ 1.4 jest tak duża odpowiada krótko: powstała w sposób bezkompromisowy. Po pierwszych kadrach jakie wykonałem zrozumiałem to momentalnie. To szkło nie ma sobie równych w każdych z podanych wyżej cech optycznych. Duża średnica przedniej soczewki (aż 91mm) sprawia, że obiektyw ma niesamowitą zdolność zbierania światła. Najprościej ujmując działa jak teleskop (najprościej bo sama apertura wejściowa w przypadku obiektywów nie jest tak oczywista), podobne obiektywy konkurencji mają średnicę przedniej soczewki w okolicy 70-72mm. Wydaje się, że to niewielka różnica ale w powierzchni jaką obiektyw zbiera światło to aż o 170% więcej! Jeżeli połączymy to z z doskonałą rozdzielczością, akceptowalną komą oraz znikomą aberracją, wyjdzie nam przepis na szkło bliskie ideału.
W czasie pierwszej sesji po przetestowaniu jak wygląda koma, postanowiłem fotografować przymykając obiektyw do wartości f:2.5, i stosując czasy nie przekraczające 60s. Już przy tak krótkich czasach naświetlania ilość zarejestrowanych obiektów które świecą bardzo słabo była dla mnie zaskakująca. Do tego obiektyw już maksymalnie otwarty ma w centrum bardzo wysoką rozdzielczość a po przymknięciu ilość drobnych gwiazd czy detali w obiektach mgławicowych jest przytłaczająca. Zdjęcia są w mojej ocenie bardziej porównywalne z rezultatami jakie normalnie osiągam fotografują teleskopem niż z obiektywami (oczywiście uwzględniając skalę wynikającą z ogniskowej).
Budowa
Przyjrzyjmy się budowie obiektywu. Sigma Art 105/ 1.4 to aż 17 elementów w 12 grupach, 3 soczewki ze szkła FLD (to tańszy odpowiednik szkła Fluorytowego), 2 elementy SLD (o ekstra niskiej dyspersji) oraz jedno szkło asferyczne. Elementy optyczne pokryte są specjalnymi warstwami, które minimalizują odbicia i odblaski a przedni element dodatkowo pokryty specjalną warstwą ułatwiającą czyszczenie. Obiektyw jest uszczelniany a co do budowy trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. To połączenie metalu z dodatkami plastiku najwyższej jakości.
Dla osoby fotografującej nocne niebo niezwykle istotnym elementem jest obrotowy pierścień z mocowaniem statywowym, który ułatwia kadrowania a dodatkowo ułatwia wyważenie obiektywu z aparatem. Działa on płynnie i bardzo precyzyjnie. Z cech zewnętrznych warto wspomnieć też o bardzo szerokim pierścieniu do manualnego ostrzenia, ma on aż 5 cm szerokości i działa niezwykle precyzyjnie jak na obiektyw z autofokusem. Przy tak dużej jasności obiektywu, ustawienie ostrości jest kluczowe. Dodatkowo producent zapewnia, że Sigma Art 105/ 1.4 wykonana została z wykorzystaniem elementów o dużej stabilności termicznej. Jest to dla mnie o tyle istotne, że często w czasie długiej nocnej sesji temperatura otoczenia potrafi spaść o 5 – 6 stopni a wraz z nią w większości obiektywów zmienia się punkt ostrości. Tutaj niczego takiego nie zauważyłem, więc założenia konstruktorów zostały spełnione. Ostatnim elementem obiektywu jest osłona przeciwsłoneczna, która również nie wygląda jak te, które otrzymujemy wraz z obiektywami poniżej 300mm. To kawał specjalnie wzmacnianego włóknem węglowym plastiku z gumowanym zakończeniem i specjalnym zaciskiem do mocowania.
To wszystko musiało się przełożyć na jeszcze jedną cechę tego niezwykłego obiektywu – na jego wagę. Ta również jest niezwykła jak na obiektyw o takiej ogniskowej i wynosi aż 1,6kg. Osobiście myślę, że każdy z tych 1645g warte jest noszenie ale dla niektórych fotografów może to być zbyt dużo tym bardziej, że obiektyw pozbawiony jest stabilizacji optycznej. Dlaczego Sigma zdecydowała się na taki krok? Przypuszczalnie obiektyw musiał by ważyć jeszcze więcej a dodatkowo prawdopodobnie nie udało by się utrzymać tak wysokiej jakości optycznej.
Optyka
W normalnej dziennej fotografii większość wad optycznych uwidoczni się wyłącznie w określonych warunkach. Fotografowanie nocnego nieba, gdzie najczęściej cały kadr wypełniony jest ściśle punktowymi źródłami światła na ciemnym tle, potrafi bezlitośnie obnażyć nawet najmniejsze mankamenty w konstrukcji optycznej obiektywu.
Zacznijmy od komy, która w Sigmie Art 105/1.4 kontrolowana jest niemal wzorowo. W przypadku matryc FX (24×36) jest ona widoczna do przesłony 2.8. Powyżej tej przesłony różnice są w zasadzie pomijalne. Astrofotografia głębokiego nieba, gdzie kumulujemy bardzo długo, bardzo słaby sygnał wszelakie nawet najmniejsze wady optyczne z komą na czele wychodzą w sposób zintensyfikowany. Dla mnie (a mam w tej kwestii dość purystyczne podejście) spokojnie można obiektywu używać od przesłony 2.5 bez obaw o jakieś większe zniekształcenia gwiazd na brzegu kadru. Koma ma kształt „mewki”, ale nawet w samych narożnikach jest ona na tyle mała, że nie stanowi większego problemu. W przypadku matryc APSC koma jest wadą w zasadzie pomijalną, bo nawet maksymalnie przy maksymalnie otwartej przesłonie widoczna jest w sposób znikomy.
Winietowanie czyli radialne przyciemnienie brzegów obrazu podobnie jak koma od wartości 2.8 w zasadzie jest problemem pomijalnym. Najmocniej widać ją w zasadzie tylko wtedy kiedy obiektyw jest maksymalnie otwarty a matryca w aparacie ma rozmiar pełnej klatki. Nawet nieznaczne przymknięcie przesłony znacząco ją niweluje. W astrofotografii używamy specjalnych klatek kalibracyjnych do jej zniwelowania i te doskonale sobie radzą z jej korektą.
Aberracja chromatyczna podobnie jak koma i winietowanie jest tylko nieco bardziej widoczna przy maksymalnie otwartej przesłonie i po domknięciu do 2.8 w zasadzie całkowicie. Należy zaznaczyć, że nawet przy f:1.4 aberracja jest korygowana bardzo dobrze i nie będzie czymś co w jakikolwiek sposób przeszkadza.
Na koniec wisienka czyli rozdzielczość. To jedna z tych cech większości obiektywów Sigma serii ART, która zawsze wypada wyśmienicie. W astrofotografii im obiektyw ma wyższą rozdzielczość tym więcej drobnych gwiazd rejestruje się w czasie długiego naświetlania. W tym obiektywie jest coś jeszcze, czego nie widziałem w innych obiektywach o podobnej ogniskowej. Bardzo dobra konstrukcja optyczna w połączeniu z dużą średnicą powoduje, że ilość delikatnych detali w obiektach głębokiego nieba jest nie do porównania z żadnym innym obiektywem o tej ogniskowej. Charakter obrazu, ale i rozmiar obiektywu i jego wielka przednia soczewka bardziej przypominają mi pracę z teleskopem niż z klasycznym obiektywem.
Jak ja używam Sigmy 105/1.4 w astrofoto? Wszystko zależy od tego co i jak chcę sfotografować. Jeżeli chodzi o fotografowanie obiektów ciemnego nieba gdzie chcemy osiągać maksimum jakości najlepiej będzie używać przesłon z zakresu 2.5-2.8. W zasadzie ani koma ani aberracja nie będą już stanowiły problemu a rozdzielczość obiektywu jest już na tyle wysoka, że nie uciekną nam nawet drobne detale w fotografowanych obiektach.
W przypadku szybkich ujęć kawałków nieba to czy przymkniecie obiektyw do więcej niż f:2 zależy wyłącznie od progu akceptacji fotografującego. Maksymalnie otwarty obiektyw na brzegach może się wydawać nieco bardziej „miękki” i rejestruje się nieco mniej gwiazd (w sensie ich punktowego obrazu), ale domknięcie o 1/3 działki do f:1.6 już to poprawia. Ogólnie pisanie o tym obiektywie, że obrazy są miękkie w odniesieniu do podobnych konstrukcji na rynku będzie i tak w zasadzie przesadą.
Przymykanie tego obiektywu powyżej f:2.8 uważam za marnotrawienie światła :)
Moim głównym aparatem w astrofotografii jest Nikon D810A, to specjalna wersja do astrofotografii z poszerzoną czułością o widmo zjonizowanego wodoru. To sprawia, że aparat widzi nieco więcej również w paśmie podczerwieni, które zwykle negatywnie wpływa na brzegi kadru (koma) i ogólną ostrość. Aparat podobnie jak „standardowy” Nikona D810 ma 36 milionową matrycę bez filtra dolnoprzepustowego, co jeszcze bardziej uwydatnia wszelakie wady optyczne. Biorąc to pod uwagę Sigma Art 105/ 1.4 zachowuje się wręcz wzorowo. To rewelacyjne szkło dla astrofotografów ale…. nie tylko.
Nie samym astrofoto człowiek żyje, no i biorąc pod uwagę wartość tego obiektywu istotne są też jego cechy w normalnych zastosowaniach fotograficznych.
Ogniskowa, jasność i jakość optyczna zgodnie z założeniami konstruktorów sprawiają, że to szkło jest prawdziwym „bokeh master”, choć biorąc pod uwagę wagę to chyba trafniejsze jest określenie „monster”.
Sigma ART 105/1.4 to idealne szkło portretowe. Ostrość od przesłony f:1.4 jest niesamowita i to bez względu czy fotografowany obiekt będzie w centrum czy z brzegu kadru. Papierowa głębia i niezwykłe rozmycie tła tworzą niezwykły charakter zdjęć wprost z puszki. W foto portretowym, często przy obróbce fotografowie dodają winietowanie, to choć łatwe do skorygowania w niemal każdym oprogramowaniu na rynku, zwykle pozostawało na moich zdjęciach nietknięte.
Autofokus który w wielu testach uznawany jest za nieco wolniejszy niż choćby w najczęściej zestawianym Nikkorem 105/1.4 w połączeniu z moimi D810 i D7200 bardzo dobrze sobie radził. Choć nie tak szybki to w bardzo dynamicznej piłce ręcznej na której wybrałem się, żeby sprawdzić jego działanie spokojnie dawał sobie radę.
Obiektów świetnie spisywał się również w przypadku fotografii krajobrazowej gdzie kontrast i ostrość jest kluczem do udanego zdjęcia. To jedyny przypadek kiedy obiektyw domykałem do wartości f:4 i to wyłącznie w celu uzyskania większej głębi ostrości.