Jak nietrudno zauważyć od jakiegoś czasu więcej u mnie aparatów Nikona niż Canona, choć w torbie wciąż funkcjonują aż dwa systemy. Kiedy zmienia się lub rozbudowuje system na początku szuka się budżetowych obiektywów, które mogą mieć kilka zastosowań. Warunki takie spełniał idealnie w moim przypadku Nikkor AF-S 85/1,8G. To świetna portretówka, stosunkowo ostra nawet jak jest otwarta (na małych wartościach przesłony), z zadowalającym AF (ultrasonicznym) i 7 listkowej kołowej przysłonie (9 listków w starszej wersji D). Obiektyw jest lekki, waży zaledwie 350g. Obudowa jest z plastiku, ale nie sprawia złego wrażenia, należy zaznaczyć, że nowsza wersja ma aż o trzy soczewki więcej od swojego poprzednika czyli Nikkora 85/1.8D a waży o 30g mniej. Obiektyw jest przeznaczony zarówno do matryc pełnoklatkowych jak i crop.
W przypadku astrofotografii mało precyzyjny może się wydawać ręczny mechanizm ostrzenia, gdyż pierścień obraca się zaledwie o około 100 stopni. Średnica mocowania filtra to 67mm a przedniej soczewki około 45mm.
Obiektyw jest sprzedawany wraz z osłoną oraz miękkim futerałem.
Konstrukcja optyczna to 9 soczewek w 9 grupach. No i muszę przyznać, że co do jakości zdjęć dziennych nie mam żadnych zastrzeżeń. Obiektyw pracował u mnie jako krótka portretówka lub tele. Przy pracy pod światło widać brak powłok Nano, które Nikon zarezerwował dla droższych obiektywów, ale nie jest to bardzo uciążliwe a osobiście w niektórych scenach lubię jak ze świateł robi się delikatna flara.
No i taki to pełen zapału przystąpiłem do testów nocnych. Ogniskowa 85mm jest z zakresu moich ulubionych. Możemy łapać już detale większych obiektów mgławicowych a czy to pełna klatka czy crop pole widzenia jest cały czas dość duże. Do tego obiektyw jest dość lekki i zwarty a więc idealnie pasował do mojego zestawu ze StarAdventurerem jako montażem.
Niestety już pierwsze testy wykazały, że obiektyw choć dość ostry i z akceptowalną komą dla pełnej klatki i pomijalną dla cropa wykazuje ogromną aberracje chromatyczną. O ile w zdjęciach dziennych po delikatnym przymknięciu przestaje być problemem to w przypadku gwiazd wypada ona fatalnie. Maleje ona przy f:3,5 ale później w zasadzie pozostaje na niezmiennym poziomie do maksymalnie domkniętej przesłony.
Oczywiście można powiedzieć, że da się to usunąć w postproc, ale nie jest to proces który pozostaje bez wpływu na wynikowy wygląd zdjęcia i bez względu czy zastosujecie prosty plugin (np. AstronomyTools) czy nieco bardziej zawiłe techniki obróbki w Pixinsight.
Zdjęcia skonwertowano w Pixinsight z formatu nef do xisf a następnie wykonano na nich automatyczny stretch i wycięto fragmenty za pomocą skryptu Aberrationinspector.
Ze względu na powyższe, obiektyw nie pracował u mnie jako szkło do astrofoto. Dlaczego? Ano dlatego: to wycinek 1:1 kawałka kadru po stack. Aberracja przy f:3,5 jest widoczna i niestety bardzo uciążliwa.
Winietowanie nie jest dużym problemem i choć pozostaje widoczne do około f:3,5 to nie ma żadnego problemu w jego usunięciu w czasie kalibracji.
Jest coś jeszcze co wynika z 7 listkowej okrągłej przesłony. O ile w normalnej fotografii rozmycia dzięki niej są ładniejsze a światła w nich bardziej naturalne to przy gwiazdkach niestety tracimy coś co ja bardzo lubię. Chodzi o spajki, czyli dyfrakcje którą tworzy się na “ściętych” krawędziach pomiędzy listkami przesłony. Zobaczcie jak to wygląda przy w obiektywach 50mm (1,8D vs 18.8G).
Czy ten obiektyw powinien znaleźć się w torbie astrofotografa? Jeżeli będzie to dodatkowe narzędzie do łapania szybkich ujęć to dlaczego nie. Jeżeli chcecie go “zatrudnić” jako Wasza optyka do DS to sugeruję się zastanowić, lub poszukać optyki, w której aberracja nie będzie tak uciążliwa.