Która należy dodać, że w tym roku była łaskawa. Przynajmniej pod względem temperatur i śniegu jaki spadł (lub jak kto woli jaki nie spadł). Niestety ciepła zima zawsze ma ten sam wymiar w naszym kraju – miesiące bez szans na wykonanie jakiejkolwiek sensownej sesji astrofoto. Piętrzą się więc pomysły na obiekty, i pomysł na testy i opisy. Niebawem na dobre mam nadzieję, rozkręci się też dział testowy (nie tylko na astrofotografia.pl ale o tym za kilka dni).
No i w tym wszystkim pojawił się w poprzedni poniedziałek cień szansy na pogodę. Jak to mawiają starzy górale na bezrybiu i rak ryba więc nie było co marudzić. Spakowałem sprzęt w wersji light (bez kamery) i radośnie wybrałem się na poletko obserwacyjne. Po przyjechaniu okazało się, że pogoda nie jest aż tak dobra jakbym chciał a dodatkowo miejscówka mogła by posłużyć jako lodowisko. Po przebiciu się z montażem przez lód, rozpakowaniu u ustawieniu całości okazało się, że…. czujność spada po długim okresie nie fotografowania. Nie zabrałem właściwej przejściówki oraz kabelka do sterowania aparatem. Całe szczęście zadziałała “backup system” czyli wożone w torbach “awaryjne” przejściówki oraz manualny pilot.
Unihedron pokazywał niebo na poziomie 20,72 (5,95 Mag), czyli bardzo przeciętnie jak na to miejsce. Pierwszy cel kometa Garradd, praktycznie tonie w grubym już cirrusie (a szkoda bo wygląda ostatnio obłędnie ). Po krótkiej analizie zdjęć satelitarnych stwierdziłem, że w zasadzie to mogę się już pakować. No ale jak to tak… wrócić do domu bez żadnej zdobyczy? Szybko przeglądam prognozę pogody długoterminową – szanse na pogodę w tym nowiu praktycznie już żadne. Jedyne co pozostaje to zrobienie kilu klatek testowych i pożegnalnego zdjęcia z Orionem. Przy następnym nowiu, będzie on już zbyt nisko, żeby w niego celować.
Zdjęcie bez szału, ale przy tej pogodzie o czymś konkretniejszym nie było mowy. No i druga kwestia, że zdjęcie to stack z trzech klatek: 30 sekund, 60 sekund i 120 sekund. Iso16oo 5D mkII + FSQ106N