Wczorajsza nocka przypomniała mi o urokach astrofotografii. Zaczęło się od problemów z komunikacją z Robofocusem. Oczywiście było rozłączanie, podłączanie, restarty, potrząsanie i temu podobne praktyki. Po 45 minutach walki (a dodam, że ustawienie ostrości w FSQ106 do łatwych ręcznie nie należy) przypomniałem sobie, że ów kabelek jest dziełem moich prób z lutownicą. Po rozkręceniu wtyczki faktycznie jeden kabelek latał luzem… No więc cała procedura startowa obserwatorium od nowa: kamery, montaże, routery uff….. No i teraz szybko synchronizuje, ostrzę (FocusMax) odpalam sesję, ścieram z czoła pięć wiosennych pająków i czekam na pierwszą klatkę – a tam dupa, zbyt ostro i szybko zjechałem z temp. i cały sensor zaparowany. Camera Warm Up, a następnie znów delikatnie w dół z temp. Potem szło już wszystko względnie łatwo, do momentu powrotu do domu. Po północy rowy po drodze wypełnione były sarenkami, które motywowały do maksymalnie ekonomicznej jazdy …
Kometa osiągnie swoje maksimum w sierpniu i powinna być ładnym obiektem na jesiennym niebie na teraz jest łatwa do znalezienia (Korona Północy a za kilka dni Wolarz) choć Księżyc w fazie 52% znacząco pogorszył jakość zdjęcia.
15×180 sekund FSQ106N + SBIG ST2000XM.
Co ciekawe udało się uchwycić słaby drugi warkocz komety!
Tak to wyglądało po drugiej stronie Księżyca (na prawo powyżej Jowisz).